Wstałam wcześnie rano, razem ze wschodem słońca. Jak zwykle,
skierowałam się od razu do stajni, gdzie czekał na mnie towarzysz -
biało-łuski smok Koki. Gdy tylko otworzyłam drzwi, on wzbił się w
powietrze. W ostatniej chwili chwyciłam się jego ogona i poleciałam razem z
nim - w nieznane.
Wiatr rozwiewał mi włosy. Pachniał cudownie - wolnością.Usiadłam wygodnie na grzbiecie smoka. Pod swoimi dłońmi czułam zimne łuski
swojego przyjaciela. Niczym lód chłodziły moje zziębnięte palce.
Gdy dzień chylił się ku końcowi, zatrzymałam się przy małym
strumieniu, by napoić smoka. Gdy z niego zeskoczyłam, poczułam, że ktoś ją
obserwuje...
(Sachin?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz